Z
zamiarem przeczytania tej książki nosiłam się od bardzo dawna, od
kiedy stwierdziłam, że nadszedł czas, by lepiej poznać Kinga.
Niestety, w bibliotece trudno było na nią trafić, a ja jestem z
tych, którzy książek raczej nie rezerwują tylko "biorą, co
jest" ;) Z pomocą przyszła mi sieć popularnych sklepów i
kieszonkowe wydanie rzekomo najlepszej książki Kinga, (spotkałam
się z takimi opiniami).
To
nie było moje pierwsze spotkanie z tym autorem. Wiele lat temu,
osiem w sumie, wróciłam z biblioteki do domu z "Cujo"
poleconym mi przez przyjaciółkę. Książka mi się podobała, ale
nie porwała aż tak, żeby nie móc się oderwać. Byłam w sumie
tylko gimnazjalistką i choć King jest jednym z tych autorów,
którego nazwisko się zna i kojarzy nawet jeśli ma się niewiele
wspólnego z książkami, okazało się, że chyba nie jestem gotowa
na fascynację tego typu lekturą.
Przed
rozpoczęciem czytania "Cmętarza..." sama się
podkręcałam, myśląc o tym, jak bardzo nie mogę się doczekać,
aż wezmę ją w ręce... jakby gdyby... mnie wzywała. A może to
nie ona, a Wendigo, tajemniczy, potężny i złowrogi duch Micmaców,
czający się między stronicami?
Rozpoczęłam
czytanie dwa dni temu, w piątek. I od samego początku wprost nie
mogłam się oderwać. Chciałam koniecznie dowiedzieć się, co
będzie dalej, a obietnica, że skoro to horror to musi być
strasznie była tak silna, że odstawiałam na bok nawet naukę do
egzaminu. (Coś takiego przeżyłam dwa lata temu, czytając "Ojca
chrzestnego" (na szczęście wtedy były to już wakacje i nie
musiałam rezygnować z żadnej nauki.) Wiele książek potrafi mnie
wciągnąc, zaintrygować i zainteresować, ale rzadko się zdarza by
stało się to w stopniu, w którym czuję, że nie mogę książki
odłożyć i zając się czymś innym - po prostu muszę czytać,
dalej i dalej i dalej. I czytałam. Tak jakby przemawiała do mnie,
że w żadnym wypadku nie powinnam jej odkładać, dopóki nie
skończę.
Zżyłam
się z rodziną Creedów, najbardziej chyba z Louisem (zapałałam
także wielką sympatią do Juda) i mimo, że od połowy akcja stała
się dość przewidywalna to ani trochę nie straciła na
atrakcyjności.
Narracja
poprowadzona była tak świetnie, że odczuwałam chyba wszystkie
emocje, które targały Louisem od prostych radości przez nienawiść
do teścia aż do bezdennej rozpaczy i wręcz obłędu.
Do
tego opisy. Długie, szczegółowe, precyzyjne wręcz. Ale nie nudne.
Napisane w sposób dzięki, któremu wyobraźnia szalała, nawet
jeśli czytałam tę książkę w środku dnia.
Historia
rodziny, jej pragnienia i koszmary przeszłości były tak doskonale
pomyślane, że wszystko świetnie układało się w całość.
Jedynym
co mnie, hm "rozczarowało" to słowo, które tu nie
pasuje, ale muszę przyznać, że czytając cały czas miałam
nadzieję, że [możliwy spoiler ;)] Jud jest nie tylko zwykłym,
poczciwym Judem.
Podsumowując:
Poza
tym, że książka bardzo trzyma w napięciu i jej lektura
pozostawiła po sobie pewność, że z Kingiem oraz ludzkimi
koszmarami postaram się spędzić wakacje nasunęła mi dwie ważne
myśli:
Po
pierwsze. Kto z nas, mając taką możliwość jak Louis i posiadając
osoby, które kochamy nie zdecydowałby się na taki krok?
Po
drugie. Dlaczego człowiek z reguły ignoruje ostrzeżenia? ;)
Przeczytane: 17.06.2012
Ocena: 9/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz