niedziela, 27 listopada 2022

Chatka Baby Jagi: "Zło pójdzie za tobą" M. Edwards

 

(Leon sprawdza czy zło, aby na pewno nie poszło za nami)


Dziękuję Wydawnictwu Muza za egzemplarz recenzencki książki.

 

Jakiś czas temu obiecałam sobie, że będąc sama w mieszkaniu nie będę sięgać po horrory czy inne książki o tematyce, która stawiałby mnie na nogi przy każdym podejrzanym dźwięku w innym pokoju. Wydawnictwo Muza, podarowując mi „Zło pójdzie za tobą” Marka Edwardsa do recenzji, bynajmniej nie pomogło mi w dotrzymaniu tej obietnicy ;) Intrygujący opis fabuły jednak nie pozwolił mi długo zwlekać z sięgnięciem po tę książkę, (a już na pewno czekać aż me słomiane wdowieństwo się skończy).

Laura i Daniel, szczęśliwa para Brytyjczyków po trzydziestce wybiera się w podróż marzeń po Europie. Jednym z ich przystanków ma być Sighisoara w Rumunii. W czasie podróży pociągiem, odkrywają, że ktoś ukradł im paszporty. Zostają wysadzeni na jakiś zapomnianej przez Boga stacyjce w środku nocy i z całych sił próbują dotrzeć do cywilizacji. Nie obywa się oczywiście bez komplikacji. Zapuszczają się w las, w którym natrafiają na pozornie opuszczony dom, który kryje mroczne tajemnice. Po powrocie do Londynu żadne z nich nie jest już takie samo, jak przed wycieczką

Początkowo, zarówno opowieść o podróży Daniela i Laury, jak i wszystko co dzieje się po ich powrocie jest intrygujące. Autor buduje napięcie, nie zdradzając nam przez wiele stron, co wydarzyło się w tajemniczym domu w środku lasu. Wiemy tylko, że oboje bohaterów wróciło przerażonych, a następstwa tych wydarzeń są przykre. Para rozstaje się. Daniel szuka zapomnienia w alkoholu, (choć próbuje się ratować terapią), a Laura powoli popada w obłęd. Kilka miesięcy po powrocie nic nie wskazuje na to, że między Laurą a Danielem jeszcze się ułoży a oni sami zapomną i będą żyć dalej. Tym bardziej, że ktoś zdaje się ich prześladować i szukać śladów związanych z ich pobytem w tamtym domu. W końcu Daniel decyduje się na zatrudnienie detektywa, (jakoś za połową książki) i dopiero wtedy dowiadujemy się, co tak naprawdę zaszło.

I niestety od tego momentu historia jakoś straciła w moich oczach na oryginalności i polocie. Jako fanka wszelkiego rodzaju duchów i zjaw, poczułam się nieco rozczarowana faktem, że wszystko to co się działo było raczej materialne. Przerażające oczywiście, ale jednak nie miało w sobie ani krzty paranormalności. Cała sprawa robiła się zagmatwana, okazało się, że każdy kto nam się przewinął w treści miał powiązania z każdym i nic co się zdarzyło nie było dziełem przypadku. Nawet to, że Daniel i Laura zabłądzili w lesie i trafili do przerażającego budynku.

Narratorem historii był Daniel i mimo całej mojej sympatii to tej nieco pierdołowatej postaci, uważam, że Autor powinien obsadzić w głównej roli kogoś z większą charyzmą. Ale nie Laurę, bo ona była z kolei nieco irytująca. Rozumiem, że oboje przeżyli traumę, jednak ich zachowanie wydawało mi się dość irracjonalne. W ciągu kilku dni zaliczają kradzieże, napady, tajemnicze zgony, próby samobójcze i spore stężenie Rumunów na metr kwadratowy. Daniel jednak nie wygląda na przejętego faktem, że policja macha na niego ręką. Instaluje kamery, ale nie zmusza policjantów, żeby zajęli się sprawą za wszelką cenę. Traci laptopa, szczują go groźnym psem itd., on jakoś nie wydaje się odczuwać zagrożenia. Ja chyba nie wyszłabym z posterunku policji, gdyby ktoś nie zapewnił mi bezpieczeństwa. Laura reaguje bardziej emocjonalnie, ale z biegiem czasu okazuje się, że nosi w sobie tajemnice i to bardziej ona spędza jej sen z powiek.

Styl Autora jest dobry, choć złapałam go parę razy na dialogach o niczym. I choć książka faktycznie trzymała do pewnego momentu w napięciu to zabrakło mi grozy, którą powinni chyba odczuwać bohaterowie, będąc śledzonymi, napadanymi i zagrożonymi. Nie jestem do końca pewna, w jakim kierunku chciałabym, żeby podążyła fabuła, kiedy Daniel wreszcie zdecydował się wyznać co stało się w rumuńskim lesie. Wiem, że poczułam, że rozwiązanie choć straszne, było dla mnie zbyt banalne.

Niemniej całkiem dobrze się bawiłam, czytając tę książkę, a miłośnikom thrillerów polecam do własnej oceny.

Przeczytane: 26.11.2022

Ocena: 6/10

niedziela, 20 listopada 2022

Hubert znowu w grze: "Kobieta w walizce" K. Bonda

 



Dzięki uprzejmości Wydawnictwa Muza otrzymałam do recenzji przedpremierowy egzemplarz najnowszej książki Pani Katarzyny Bondy. I choć ostatecznie nie udało mi się jej przeczytać przed premierą, (a nastąpiła ona 9 listopada) to spieszę donieść, iż jestem już zwarta i gotowa na napisanie kilku słów na jej temat.

Fabuła „Kobiety w walizce”, ósmej już części poświęconej Hubertowi Meyerowi, rozpoczyna się niemal w tym samym momencie, w którym skończył się poprzedni tom. Profiler zmaga się ze swoimi problemami, które wykluczają go z nowego śledztwa. A zapowiada się ono nad wyraz interesująco. Grzegorz Kaczmarek, którego poznaliśmy poprzednio, podwładny Meyera z wydziału, zostaje wezwany do Ełku w celu rozwikłania tajemniczej sprawy. Na jednej z ulic zostaje znaleziona luksusowa walizka. Znalazca nie może sobie odmówić, (wszak takie drogie cudeńka nie trafiają się co dzień) i zabiera ją ze sobą. Pech chce, że w środku odkrywa poćwiartowane i spalone szczątki, należące prawdopodobnie do kobiety. Znaleziona przy nich bransoletka sugeruje, że mogą to być zwłoki zaginionej jakiś czas temu Klaudii. Po nitce do kłębka okazuje się, że rodzina poszukiwanej jest nieźle dysfunkcyjna i w zasadzie nikogo nie da się wykluczyć jako potencjalnego mordercę. Grzegorz robi co może, ale ciągle czuje na sobie presje posiadania genialnego przełożonego, (nawet jeśli póki co nieosiągalnego). W końcu wraz z naszym starym znajomym patologiem, doktorem Boziłowem, decydują się na ściągnięcie na miejsce naszego ulubionego bohatera. Od tej pory sytuacja gmatwa się jeszcze bardziej, ale „Bercik” nie takie rzeczy już widział. I do tej sprawy także bezbłędnie znajduje rozwiązanie.

Pani Kasia zdecydowała się w pierwszej połowie książki na lekkie odświeżenie fabuły. Nieobecność Meyera, (a przynajmniej przy początkowym śledztwie) pozwala nam obserwować pracę Kaczmarka, który mimo tego, że jest sympatyczny i czyta się o nim chętnie, nie jest w stanie zastąpić swojego charyzmatycznego szefa. Hubert nawet jako mierzący się z własnymi demonami cień człowieka jest najjaśniejszą postacią w całej książce.

Największym chyba jednak minusem tej części (i poprzedniej) jest brak wyrazistej kobiecej postaci. Agnieszka Olton nie jest raczej w stanie zastąpić charakternej Weroniki, do której po tylu tomach (i latach) czytelnik zdążył już przywyknąć, (nie zrozumcie mnie źle, podoba mi się, że Autorka zdecydowała się na radykalne kroki, gdyż wielu pisarzom takiej odwagi brakuje; Weronika powinna mieć jednak godną następnczynię). Być może w kolejnych częściach, (bo sądzę, że takie powstaną) Katarzyna Bonda zdecyduje się na rozszerzenie roli Agnieszki Olton, bo póki co dziewczyna służy tylko do  przekazywania dobrych lub złych informacji Meyerowi ;)

Co do samego śledztwa – jest cudownie zagmatwane, jak każde, które serwowała nam do tej pory Pani Kasia. W swoim stylu, co jakiś czas „wpuszczała nas na lewe sanki” i myliła tropy, tak żebym poczuła się sfrustrowana faktem, że Meyer już wie, a ja nie. Trochę jak przy lekturze Agathy Christie, która to za pomocą Herculesa Poirot uwielbia się nade mną znęcać. Rozwiązanie zagadki jest satysfakcjonujące, choć przyznam, że przeszło mi przez myśl. A przynajmniej jego część.

Kolejna rzecz, o której muszę wspomnieć, a która umknęła mi przy „Zimnej sprawie” to odświeżona szata graficzna. Mimo iż powszechnie wiadomo, że zmiana wyglądu kolejnych tomów serii może doprowadzić książkoholików do frustracji, tak tu i w przypadku poprzedniej części jest to strzał w dziesiątkę, (wszystkie tomy śledztw Meyera mają pojawić się w ciemnej szacie graficznej, która pasuje doskonale).

Podejrzewam, że w tym roku już się z Hubertem nie zobaczę. Nie zmienia to faktu, że czekam z niecierpliwością na kolejne spotkanie.


Przeczytane: 17.11.2022

Ocena: 7/10

środa, 9 listopada 2022

"Rysunek ust, barwę słów, niedokończony jasny portret twój"*

 

Książka otrzymana z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl

 

Dzięki uprzejmości portalu Na Kanapie oraz wydawnictwa Znak miałam okazję przeczytać dość wyjątkową książkę. „Dziewczyna z portretu” Natalii Thiel wpasowuje się w obecne trendy o akcji książki w czasie II wojny światowej, a z drugiej strony jest przy tym tak inna i wciągająca, że pozostawia po sobie uczucie zadowolenia, że się ją przeczytało.

Książka rozpoczyna się od przedstawienia nam Hani Skorskiej, aspirującej pisarki, która przyjeżdża do dziadków do Gdyni Orłowo na wakacje i w poszukiwaniu inspiracji. Zrządzeniem losu staje się właścicielką obrazu, który przedstawia piękną, młodą dziewczynę, a który okazuje się być namalowany przez jej dziadka, znanego malarza, Jana Dorosza. Uwalnia to łańcuch reakcji, których Hania w ogóle się nie spodziewała. Budzą się demony przeszłości i mnóstwo wspomnień, a kiedy Jan w końcu decyduje się na podzielenie z wnuczką historią swojego życia, okazuje się, że Hanna chyba znalazła materiał na niesamowitą powieść.

W tym momencie narratorem powieści zostaje sam malarz. Przybliża czytelnikowi dzieje swojego życia od dzieciństwa i tragicznej śmierci matki począwszy poprzez młodość spędzoną z panienką Klarą i jej przyjacielem Williamem aż do dorosłości, w którą brutalnie wkradła się II wojna światowa.

Książka Pani Natalii jest pięknie napisana. Opisy są wystarczające, nastrojowe, bez problemu można wczuć się w klimat historii. A ja tę historię odebrałam jako taką… „inną”. W zalewie powieści, w której autorzy prześcigają się w opisach brutalności wojny tudzież przedstawiają nam wojenną rzeczywistość z perspektywy nauczycielek, bibliotekarek, szachistów, orkiestr, pensjonarek etc., tutaj dostaję książkę, w której przez sporą jej część czytam o dorastaniu w okresie międzywojennym wśród różnic społecznościowych. Bardzo lubię, kiedy bohaterami powieści są dzieci. Stephen King jest niekwestionowanym mistrzem dla mnie, jeśli chodzi o ukazanie dzieci jako bohaterów powieści. Nie zmienia to faktu, że Pani Natalia również poradziła sobie świetnie z tym zadaniem. Do głównych bohaterów w ich dziecięcej postaci w zasadzie nie da się czuć niechęci, choć różnice w statusie są wyraźnie nakreślone, a głównym bohaterem jest Janek, który w przeciwieństwie do przyjaciół doświadczył biedy i tragedii. W miarę upływu czasu bohaterowie oczywiście dorastają, zmieniają się ich problemy a nawet ich stosunek do całej znajomości, nie zmienia to jednak niczego w naszym odbiorze bohaterów. Ja osobiście nie poczułam do nikogo niechęci, (no może poza typowo antagonistycznym Brunem, który zostaje oczywiście oficerem SS) nawet do nieco rozkapryszonej Klary, której próby buntu były dla mnie raczej kolejnym dowodem na jej rozpieszczoną przez rodziców naturę.

Książka jest pełna emocji. Nie wpada na szczęście w melodramatyczne tony, (mimo wątku w pewnym sensie nieszczęśliwej miłości). II wojna światowa za to nakreślona jest lepiej niż w niejednej książce o tej tematyce. Wszystko jest poprowadzone w takich sposób, że bez trudu możemy wczuć się w sytuację bohaterów. Każdą. Nie zauważyłam tu niepotrzebnych scen, dłużyzn, trywialnych dialogów. Styl Pani Natalii jest przyjemny i świetny warsztatowo. Największą bolączką tej książki dla mnie była mała czcionka, a jak wiadomo, nieco utrudnia mi to czytanie.

„Dziewczyna z portretu” to bardzo przemyślana książka. Nie jest banalna, nie skupia się tylko na tytułowej bohaterce. Mamy tu także do czynienia z innymi odcieniami miłości, (choćby rodzicielskiej czy braterskiej), przyjaźnią. Każdy z bohaterów ma nam coś do powiedzenia i każdy z nich jest inny, każdy ma inne doświadczenia. Nie są sztampowi ani od kliszy, Autorka „nie odbębnia” za ich pomocą kolejnych scen byle tylko dobrnąć do finału. Wielkim dla mnie zaskoczeniem była bibliografia na końcu książki. Sprawiło mi to ogromną przyjemność, moja dusza historyka aż fiknęła koziołka. Rzadko trafiam na bibliografię w książkach tego typu, a to tylko nadaje wiarygodności Autorce, wskazuje na jej research i podkreśla, że nie ograniczyła się tylko do stworzenia „w miarę wiarygodnej” historii. Przygotowała się do pisania i historia istotnie była wiarygodna.

W moim odczuciu „Dziewczyna z portretu” zasługuje na naprawdę wysoką ocenę i chętnie będę się nią dzielić z ludźmi. Z przyjemnością przeczytam także inne książki Pani Natalii.

Przeczytane: 08.11.2022

Ocena: 8/10



*tytuł zaczerpnęłam z tekstu piosenki Bogusława Meca "Jej portret"