Książka została otrzymana z Klubu Recenzenta
serwisu nakanapie.pl.
Z
przykrością muszę stwierdzić, że z lekturą „Wrzeciona Boga. Kłosy” nie trafiłam
na dobry czas. Najpierw zakłóciła mi ją wyprawa w Bieszczady w długi weekend,
później przez kolejne dni nie mogłam się kompletnie skupić na czytaniu. Mimo
tego twardo, choć powoli brnęłam do przodu. Żałuję, że książka A.H. Wojaczka
nie otrzymała ode mnie należytej uwagi, ponieważ była to lektura niezwykła.
Nawet jeśli czytałam ją dłużej niż zamierzałam i dłużej niż na to zasługiwała.
Akcja
powieści rozgrywa się w początkach I wojny światowej, ale nie uczestniczymy w
potyczkach. A przynajmniej nie tych militarnych. Jesteśmy za to świadkami mniej
więcej półrocza z życia trzynastoletniego Teofila Kłoska, chłopca ze śląskiej
wsi, który nie do końca jeszcze rozumie co to znaczy być Polakiem. Wokół
chłopca wiele się dzieje. Gorzeje wojenna zawierucha, odbierając mu co i rusz
bliskich mu mężczyzn: braci, kuzyna, ojca, zaciągniętych na front. W
międzyczasie zajmują mu głowę typowo dziecięce sprawy, jak szkoła i koledzy.
Siedzimy razem z nim w szkolnej ławie, gdzie wbija mu się do głowy niemieckość.
Jeździmy razem z nim na rowerze i biegamy po wsi, słowem, zajmujemy się
wszystkim tym czym trzynastolatek zwykł się od lat zajmować.
Autor
poprowadził narrację w dwojaki sposób. Z perspektywy trzeciej osoby opisuje
sprawy szerzej, przedstawia nam wieś, sytuację międzynarodową, przybliża postać
Teosia i jego kolegów. Ale zdarzają się też rozdziały z perspektywy Teofila,
(te są interpretacją pamiętnika prawdziwego Teofila Kłoska, o czym autor
wspomina po stronie tytułowej), które pozwalają nam jeszcze lepiej wczuć się w
jego sytuację.
I
można by było pomyśleć, ot książka jakich wiele w ostatnim czasie – saga rodzinna
z wojną w tle, o dziwo nie drugą a pierwszą. Otóż błąd, ponieważ wyróżnia się
na dwa sposoby.
Pierwszy
to taki, że w pewnym momencie (ni z tego niż z owego! Kiedy już przywykliśmy do
myśli, że oto mamy do czynienia z opowieścią o chłopcu) fabuła skręca w stronę
kryminału. W lesie odnalezione zostają zwłoki młodej dziewczyny, strach pada na
okoliczne wioski, podejrzany niby znika, tylko po to by jakiś czas później
znowu dokonać zbrodni, (a przynajmniej tak się wszystkim wydaje). Andrzej H.
Wojaczek zgrabnie żongluje kryminalnymi konwencjami. Mamy ofiary, podejrzanego,
tajemnice, a na końcu plot twist, którego nikt by się pewnie nie spodziewał. A
w samym środku tej morderczej pożogi tkwi Teofil Kłosek, który tak naprawdę
powinien właśnie sprowadzać krowy z pastwiska tylko znowu o tym zapomniał.
Drugi
i chyba najbardziej chwytający za serce powód, dla którego „Wrzeciono Boga.
Kłosy” chętnie nazwę książką wyjątkową jest proces jaki następuje w Teosiu.
Jego budząca się polskość, świadomość swej narodowości, obudzona dość
gwałtownie przez jego najlepszego przyjaciela. Chłopcy bowiem jak to chłopcy,
otoczeni zewsząd informacjami z frontu, bawią się w wojnę. Są podzieleni na dwa
obozy z dwóch różnych wsi i prowadzą ze sobą walki niemal na śmierć i życie.
Konstruują prowizoryczne bomby z zapalnikami, szczują się psami, a przede
wszystkim walczą na kije i kamienie. Spuszczają sobie niezłe manto, a sprawa
robi się wyjątkowo poważna, kiedy drużyna Teosia tworzy sztandar z białym orłem,
a on sam zostaje bohaterskim przywódcą.
Przyznaję,
że chętnie śledziłam te doskonale opisane zmagania, mimo że cierpła mi skóra na
myśl o ciosach kamieniami, jakie otrzymywali chłopcy. Styl autora jest świetny,
zajmujący, z przyjemnym poczuciem humoru, a co najważniejsze dla opisu śląskiej
wsi – dialogi prowadzone są gwarą, która ma w sobie wiele uroku i nadaje
powieści niesamowity klimat.
Z
zadowoleniem przyjmuję fakt, że jest to dopiero pierwsza część sagi. Niecierpliwie
będę czekać na kolejne tomy, zastanawiając się w międzyczasie co tam u Teofila.
Czy liże gdzieś rany po kolejnym celnym ciosie kamieniem a może mama gani go,
że znowu zapomniał o krowach na pastwisku? Wplątał się w kolejną kabałę przez
swoją niesforną młodość czy tym razem dzielnie wytrwał w szkolnej ławie?
Książkę
z przyjemnością posyłam dalej, ciesząc się, że nie tylko ja będę świadkiem
perypetii Teofila Kłoska i obiecuję poświęcić kolejnym częściom o wiele więcej
uwagi.
Ocena: 8/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz