czwartek, 24 marca 2022

Kudłaty terapeuta: "O psie, który nas odnalazł" J. Kaczanowska

 


Wydawnictwu W.A.B bardzo dziękuję za egzemplarz do recenzji. 


Dość długo zwlekałam z tą recenzją. „Pies, który nas odnalazł” Jagny Kaczanowskiej towarzyszył mi podczas tygodnia, który wydrenował mnie psychicznie z kilku powodów. Nie było w tym oczywiście niczyjej winy, życie w końcu różnie się układa. Niemniej ta książka była jak dobra terapia, bo choć poruszała niełatwe tematy, pozwalała się odprężyć po ciężkim dniu.

Czy „Pies…” jest opowieścią o psie? Na pewno nie w takim stopniu w jakim wszyscy psiarze by sobie życzyli. I choć kundelek Fred jest cichym bohaterem opowieści, raczej nie jest postacią centralną.

Już od pierwszych stron wchodzimy w sam środek problemów. Dwunastoletnia Pola podczas „oddechu” od rodziców i brata, napotyka na swej drodze psa. Kudłacz jest ranny i wygląda jak siedem nieszczęść. Nie chce jednak ani na chwilę odstąpić dziewczynki. Ta decyduje się zabrać go do domu, choć wie, że ten pomysł raczej nie spotka się z entuzjazmem domowników.

I nie myli się. Jej mama, Anna nie jest zadowolona, tak samo jak tata, Remek. Sytuacja zmienia się o sto osiemdziesiąt stopni, kiedy ich młodsze dziecko, syn Kaj, wypowiada pierwsze słowo, wlepiając oczy w zwierzaka.

Nie byłoby to nic dziwnego, gdyby Kaj nie był dzieckiem ze spektrum autyzmu, a to jedno słowo wypowiedziane do psa jest wielkim wydarzeniem. Na tyle dużym, że niepełnosprawny Fred zostaje przyjęty do rodziny. I choć w jakiś sposób spaja rodzinę, okazuje się, że jej problemy są głębsze niż ktokolwiek mógłby sobie wyobrazić.

Pani Jagna w sposób ciepły i przystępny pisze o trudnych tematach. Ja z całą pewnością, nawet pomimo opisu, nie spodziewałam się tego co zostało mi w książce zaserwowane. Mnóstwo emocji i problemów, z którymi bohaterowie musieli się zmierzyć. A my razem z nimi.

Z pewnością wielu ludzi nie zdaje sobie sprawy z tego, że autyzm może tak utrudnić życie, nie tylko rodziny, ale zwłaszcza cierpiącej na niego osoby. Pani Jagna przedstawia nam to dobrze i dobitnie. Czujemy ból matki, która staje na głowie by jej ukochane dziecko wyrzekło choć słowo, by zaczęło rozwijać się w takim tempie jak rówieśnicy, by wydostało się ze swego świata, w którym królują śrubki i równo poukładane sztućce. Buntujemy się przeciw postawie ojca, który ucieka w pracę, zostawiając trud wychowania dwójki dzieci na głowie żony, (jednocześnie zarabia, aby opłacić coraz to droższe terapie dla Kaja). Współczujemy młodej Poli, która mając dwanaście lat nie czuje oparcia w rodzicach i wchodzi w okres buntu z najgorszej możliwej pozycji. W tym wszystkim znajduje się włochata znajda, Fred. Pies bez łapy, o którego domownicy najpierw się kłócą, ale próbują jakoś się zgrać, aby uporządkować sobie obowiązki wobec zwierzęcia. Dzielą się spacerami, dzięki którym w niedługim czasie każdy zaczyna odczuwać przyjemność z posiadania psa. Są one dla nich swego rodzaju terapią.

Fred nie jest może takim bohaterem, jak psy w książkach W. Bruce’a Camerona, (na co miałam nadzieję). Jest jednak niemniej ważny. W kulminacyjnym momencie powieści okazuje się wręcz kluczowy, ratując Polę ze strasznej opresji.

Bohaterowie książki są jasno nakreśleni. Mimo tego, że każde z nich ma wady i przytłacza ich sytuacja z Kajem, nie są irytujący, (no może oprócz teściowej, która jest wręcz książkowym przykładem). Wręcz przeciwnie. Jesteśmy w stanie postawić się na ich miejscu a nawet zrozumieć.

Język jakim operuje Pani Jagna jest przyjemny, książkę aż chętnie się czyta, chce się po nią sięgnąć. Jest idealna do koca i herbaty. Cała historia, mimo piętrzących się trudności w jakiś sposób była kojąca i niosła nadzieję. Powieść pozostawia morał, że wszelkie problemy można przezwyciężyć, że trzeba trzymać się razem, że rodzina jest najważniejsza i nic nie jest straszne, kiedy zaczyna się patrzeć w jednym kierunku i jest się dla siebie oparciem. Mam wrażenie, że to mogła sprawić obecność psiego bohatera. Pomagał Ani, Remkowi, Kajowi i Poli, pomagał także czytelnikowi. Książkowy pies nie różni się zatem niczym od realnego psa. W wielu przypadkach wystarczy wtulić twarz w miękką sierść, żeby zapomnieć o wszystkim co złe.

Przeczytane: 20.03.2022

Ocena: 8/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz