RECENZJA
PRZEDPREMIEROWA
Dziękuję Wydawnictwu
Rebis za egzemplarz.
Kiedy zobaczyłam
zapowiedź „ Oczu królowej” Oliviera Clementsa od raz wzbudziła moją ciekawość.
Jako wytrwała czytelniczka książek Philippy Gregory po prostu nie mogłam sobie odmówić
kolejnej powieści z czasów elżbietańskich.
Akcja książki rozgrywa
się w XVI w., kiedy to największą zgryzotą królowej Elżbiety była zamknięta w Sheffield
Maria, królowa Szkotów. Angielska władczyni przytomnie otacza się na swym dworze
ludźmi, którzy mają oczy szeroko otwarte, a najważniejszym z nich jest Francis
Walsingham. Kiedy w Paryżu zostają skradzione ważne dokumenty, ten wysyła Johna
Dee by je odnalazł i sprowadził. Przekonanie słynnego uczonego do podjęcia
misji nie jest łatwe, ale pomaga fakt, że papiery mogą zawierać wskazówki
położenia legendarnej cieśniny Anian. Chcący je odczytać Dee wyrusza do Paryża.
Tymczasem na dworze między królową Anglii a królową Szkocji rozgrywają się inne
gierki, które wzbudzają podejrzenia o planowanym zamachu na Elżbietę.
W książce dużo się
działo. Początkowo byłam pewna, że wszystko będzie skupiać się na
poszukiwaniach dokumentów, jednak autor zdecydował się poprowadzić akcje w
dwóch miejscach jednocześnie. Pozwoliło nam to poznać specyfikę pracy
Walsinghama jako „szefa tajnych agentów” a także zagłębić w spiski, które snuły
przeciwko sobie obie władczynie.
Techniki pozyskiwania
nieprzeznaczonych dla czyichś uszu informacji zawsze wzbudzają kontrowersje. Jednak
w Londynie, ogarniętym smrodem Tamizy metody te uderzają jeszcze bardziej. Bo
jak odzyskać tajną wiadomość, połkniętą przez królową Marię, jeśli nie poprzez
przetrząśnięcie jej nocnika? Ha! No właśnie! Jeśli czytacie przy jedzeniu to ta
książką musi spokojnie przeczekać Wasz posiłek :D Francis Walsingham i jego
najbardziej zaufany współpracownik poświęcają się jak mogą byle tylko zapobiec
każdej katastrofie. Zresztą to chyba Walsinghama polubiłam najbardziej. Znał
się na swojej robocie i nie tracił zimnej krwi, zawsze miał na podorędziu plan
B, choćby wymyślony naprędce. Z opisu z tyłu książki wynika, że to John Dee
jest głównym bohaterem książki i to do niego odnosi się tytuł, (wszak sama
Elżbieta nazywa go swoimi oczami). Jednak ja odniosłam wrażenie, że to
określenie bardziej pasuje do Walsinghama.
Sam John Dee jednak to
bardzo ciekawa postać. Oddany swojej królowej astrolog i uczony, wierzący w
znaki i sny, mógł być jak na swoje czasy postacią co najmniej kontrowersyjną. Dodatkowo
wplątywał się w nieciekawe sytuacje, (zaciągał długi, próbował przekonać ludzi
do swoich racji z pogranicza czarnej magii (jak na tamte czasy, ponieważ dziś
doskonale wiemy, że miał rację co do wpływu księżyca na przypływy i odpływy) co
dodawało historii i jego postaci nieco komizmu.
Początkowo w styl
autora dość ciężko było mi się wczuć. Być może była to wina tego, czego
najbardziej w książkach nie lubię, a mianowicie pisania w czasie teraźniejszym.
Jestem zdecydowanym zwolennikiem czasu przeszłego ;). Autor jednak stosował
krótkie, dynamiczne zdania, co sprawnie posuwało akcję do przodu, mimo że z
początku wydawało mi się, że nie mogę się połapać o co tak naprawdę chodzi.
Koniec końców okazało się, że słusznie nie mogłam się połapać, taki był zamysł
sir Walsinghama, żeby nie tylko bohaterów, ale i czytelnika wywieźć w pole.
Pomysł, aby z duetu
Walsingham & Dee uczynić protoplastów Agentów Jej Królewskiej Mości uważam
za ciekawy. Wszak kiedyś władcy chyba musieli czuć się daleko bardziej
niepewnie na swoich tronach niż dzisiaj i zaufane „oczy” były dla nich na wagę
złota.
Książkę polecam
miłośnikom historii i sensacji. Opisy są brutalne, krwawe, a na Londynie
tamtych czasów autor nie pozostawia suchej nitki, co dodatkowo działa na
wyobraźnię czytelnika. Cenię sobie książki, dzięki którym bez trudu mogę
przenieść się w minione czasy, a czytając „Oczy królowej” nie przeszkadzało mi
nawet brodzenie w brudnej Tamizie ;) Z całą pewnością sięgnę po drugi tom.
Premiera książki:
29.06.2021
Przeczytana: 22.06.2021
Ocena: 6/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz