Z niecierpliwością czekałam na sięgniecie po „Narzeczoną
nazisty” Barbary Wysoczańskiej. Dałam się ponieść fali instagrama, która
książkę zachwalała. To raz. Dwa, z własnych powodów tkwię od ponad roku wśród
literatury wojennej, zarówno beletrystyki jak i literatury faktu. Nie mogłam
zatem przejść obok tego tytułu obojętnie.
Czy te wszystkie „ochy” i „achy” wśród pięknie
stylizowanych zdjęć były zasadne? Moim zdaniem nie do końca. Zaraz postaram się
wyjaśnić dlaczego.
„Narzeczona nazisty” opowiada o młodej dziewczynie,
Hannie Wolińskiej, która niedługo przed wybuchem II wojny, jako dama do
towarzystwa starszej, charakternej niemieckiej arystokratki poznaje jej wnuka,
Johanna von Richtera. I zakochuje się bez pamięci. W rodzinnej Warszawie czeka
na nią narzeczony, Władek oraz matka i brat, który jest oficerem wojska polskiego.
Sprawa wydaje się dość skomplikowana. I taka rzeczywiście zaczyna być, kiedy
Hania po usilnych próbach zwalczenia uczucia, wreszcie mu ulega. Z początku największym
problemem jest fakt, że dla rodziny Johanna ten związek to po prostu mezalians.
Dziewczyna wkracza w nowy dla siebie świat niemieckiej arystokracji, obserwując
jak Monachium zmienia się z pięknego miasta w nazistowskie gniazdo. Później
jest oczywiście tylko gorzej. Wybucha wojna i Hania, wiedziona miłością do
Ojczyzny zrywa zaręczyny z Johannem, a koszmar dopiero się zaczyna.
Motyw miłości między dwiema osobami po obu stronach
barykady jest stary jak świat. I choć jestem pewna, że „Romeo i Julia” to
najsłynniejszy jej przykład to pewnie Szekspir nie był pierwszy, a pani
Wysoczańska nie będzie ostatnia. Umieszczenie akcji książki podczas II wojny
było w zasadzie oczywiste, ponieważ miłość między Polką a Niemcem w tamtych
czasach to wciąż temat kontrowersyjny i zapewniający emocje podczas lektury.
Łatwo opowiedzieć się po którejś ze stron, uznać to za niewłaściwe, potępić, ale
i czekać z wypiekami na twarzy na rozwój wydarzeń.
Jako współczesny romans, książka sprawuje się
doskonale. Ale równie dobrze mogłaby chyba rozgrywać się wszędzie indziej. To
mógł być romans między zwolenniczką caratu a bolszewikiem. Między Niemcem a
Żydówką. Między Japonką a Amerykaninem itd. Elementy historii wykorzystane w
książce służą tu tylko do podkręcenia atmosfery, a także są po prostu
wykorzystaniem swoistej mody na historie rozgrywające się podczas II wojny
właśnie. Mimo, że autorka odmalowała dogorywającą Warszawę bardzo sugestywnie i
moim zdaniem wiarygodnie to zdarzało jej się też popuszczać wodze wyobraźni: młoda,
nieznana nikomu i niepodejrzewana o nic studentka germanistyki tłumaczką Ribbentropa?
Cóż, z jednej strony to „tylko” literatura rozrywkowa, z drugiej to „aż” literatura.
Motyw szpiegującej Hani też z początku wzbudzał we mnie lekki uśmiech, ale
później dostałam plot twist, dzięki któremu tę niewiarygodność wspaniałomyślnie
wybaczyłam ;)
Styl autorki jest dobry, niemęczący. Opisy wplecione
w fabułę bardzo umiejętnie, zawsze w odpowiednim miejscu. A mimo to nie
potrafiłam się nad tą książką skupić ani w nią wciągnąć. Czytałam ją ponad
tydzień, (co ostatnio mi się nie zdarza, bo mknę przez lektury, o dziwo, jak
burza) i bynajmniej nie mogłam przez nią w żaden sposób przepłynąć. Nie
odbierałabym tego jako zarzut, gdyż może po prostu weszłam w fazę przesycenia
czytaniem, które chyba każdy zapalony czytelnik przeżywa przynajmniej raz w
roku.
Bohaterzy może są trochę standardowi, ale na pewno
dają się lubić. Choć nie odczuwałam tu takiego zniecierpliwienia, jak czasem mi
się zdarza podczas czytania czy oglądania historii miłosnych i nie potrząsałam książką
z irytacją, wrzeszcząc do nich, żeby się wreszcie zeszli i przestali mnie
dręczyć. Może to wina faktu, że na miejscu Hani wybrałabym polskiego
narzeczonego, (czy to objaw patriotyzmu? ;). Władek wydał mi się
bezkompromisowym bohaterem z krwi i kości, który zdecydowanie skradł moje
serce.
Oczywiście rozumiem rozterki Hani. Rozumiem uczucia,
które nią miotły od wielkiej miłości do nienawiści i mętliku w głowie. Rozumiem
ją, ponieważ rozumiem miłość, zakochanie oraz to, że na początku każdy człowiek
w tej swojej miłości jest ogromnym egoistą. Nie czułam zirytowania uczuciem
głównej bohaterki, rozumiałam piękno pierwszych chwil związku. Ubolewałam
jednak trochę nad jej naiwnością i tym jak łatwo postanowiła na początku
powieści zostawić wszystko za sobą. Z jaką łatwością spaliła mosty, który
musiała później i tak na powrót przekroczyć.
Czy potępiam miłość między Polką a Niemcem wśród wojennej zawieruchy? Absolutnie nie, (doceniam też to, że autorka nie próbowała w żaden sposób wybielać Johanna, był żołnierzem Wehrmachtu, wykonywał rozkazy, nie został wykreowany na szlachetnego i bez skazy). Jestem przekonana, że takie historie faktycznie się zdarzały. Czy polecam książkę? Tak, wszystkim tym, którzy mają ochotę na burzliwą historię miłosną, która jednak mogła wydarzyć się wszędzie, gdzie istnieje jakikolwiek konflikt.
Przeczytane: 28.07.2021
Ocena: 6/10
Myślę że to dobrze, gdy książka ma różny odbiór. To nie pomidorowa aby każdy musiał ją lubić. Fajnie przy wszystkich zachwytach poznać choć jedno bardziej neutralne stanowisko... Widzieć że książka wywołuje jednak różnorodne emocje u czytelnika ��. trio_miedzy_wersami
OdpowiedzUsuń