„A
gdyby tak ze świata zniknęły koty?” Genkiego Kawamury miałam okazję przeczytać,
dzięki uczestnictwu w booktourze zorganizowanym na instagramie przez Nocną
Bukę. To mój pierwszy booktour, ale sama jego idea przypadła mi do gustu tak
bardzo, że zapisałam się do czterech innych jeszcze zanim pierwsza książka w
ogóle do mnie dotarła.
Ale
już jest. Powiem więcej. Już ją nawet przeczytałam.
„A
gdyby tak ze świata zniknęły koty?” to cieniutka, (licząca nieco ponad 150
stron), debiutancka książeczka japońskiego pisarza Genkiego Kawamury. Było to
chyba moje pierwsze spotkanie z literaturą japońską.
Główny
bohater książki wyczerpany bólami głowy udaje się w końcu do lekarza, który
oznajmia, że w zasadzie niewiele mu już życia pozostało. Guz mózgu. W stanie
terminalnym. Bohaterowi nie udaje się jednak nawet oswoić z tą wstrząsającą
wiadomością, gdyż odwiedza go diabeł we własnej osobie, (wyglądający co prawda
jak narrator, ubierający się w hawajskie, kwieciste i pstrokate koszule), żeby
zawrzeć układ. Nasz bohater przedłuży sobie życie o jeden dzień, ale w zamian
jedna rzecz na świecie ma zniknąć. Sprawa jest utrudniona o tyle, że to diabeł
ma decydować co znika. Do bohatera należy tylko oświadczenie „tak” albo „nie”,
gdzie na szali przy „nie” leży jego życie. I tak kolejno znikają telefony,
filmy, zegary itd.
Na
„A gdyby tak…” można poświęcić jeden wieczór. Czyta się ją błyskawicznie. Ale
nawet jeśli zamknie się po paru godzinach ostatnią stronę, zostanie ona w
głowie na długo. Kto wie? Może nawet na zawsze?
„Koty”
są bowiem bardzo emocjonalne. Zawierają cały wachlarz emocji i refleksji, nad
którymi nie sposób się nie pochylić. Pierwszym przecież, które rzuca się na
myśl jest „A co by było gdybym to ja był/a na miejscu głównego bohatera?” Ilu
rzeczom pozwoliłabym zniknąć, żeby tylko się ratować? Czy zdawałabym sobie
sprawę z ciągu przyczynowo-skutkowego? Czy myślałabym o tym, że brak jednej
rzeczy, skutkuje brakiem następnej? Czy pochyliłabym się nad tym, dopiero kiedy
byłoby już za późno, a tych rzeczy już by nie było?
„Koty”
to nie tylko książka o cenie za życie, jaką możemy być zdolni zapłacić, nie
bacząc na konsekwencje. I choć mogłoby się wydawać, że jest to książka o
umieraniu, (poprzedni kot oraz matka głównego bohatera zmarli, o czym on
opowiada w chyba najsmutniejszych fragmentach tej powieści, (chwytająca za
serce jest zwłaszcza ostatnia wyprawa nad morze) to paradoksalnie jest to
książka zwłaszcza o życiu. O refleksji nad nim. O tym by sobie uświadomić, że
życie to dar i nigdy nie jest za późno by poprawić jego jakość a także naprawić
błędy. I rzecz, która jest chyba najbardziej uderzająca. Po czyjejś śmierci dla
innych zawsze jest jakieś jutro, nowy dzień, nawet jeśli danej osoby już nie
ma. Choć trudno sobie wyobrazić, że po naszej śmierci też wstanie słońce,
wszystko wskazuje na to, że świat będzie niewzruszenie trwał dalej.
Przyznam,
że styl autora z początku całkiem mnie zaskoczył. Przygotowałam się na
refleksyjną historię o niełatwych tematach, których żywi w większości unikają
jak ognia. Tym czasem Kawamura snuł swoją opowieść lekko i przyjemnie, jakby
opowiadał coś rozbawionym znajomym przy kuflu piwa w zatłoczonej knajpie w
piątkowy wieczór. Byłam mu za to wdzięczna. Nie odczułam ciężaru tematu.
Przeczytałam z przyjemnością. Zaczęłam nawet niejako sympatyzować z samym
diabłem.
Głównym
bohaterem najbardziej wstrząsnął tytułowy pomysł. O pozbawieniu świata kotów.
Ja nie jestem kociarą. Nigdy żadnego nie miałam, toteż nie potrafię znaleźć z
nimi wspólnego języka. Nie jestem też pewna czy w ogóle potrafiłabym
współdzielić swoją przestrzeń z kotem. Bohater jednak miał najlepszego kociego
przyjaciela i wierzę, że decyzja o jego zniknięciu mogła zaważyć na całym
przedsięwzięciu. Czy ja potrafiłabym powiedzieć „tak”, gdyby diabeł zechciał
pozbawić świat psów? Nie wiem. Chyba nie.
Na
szczęście na świecie wciąż są i psy i koty. I każdy z nas może pogłaskać
swojego zwierzęcego przyjaciela, (kimkolwiek by on nie był), czytając tę
książkę. Mnie dała ona do myślenia, pozwoliła się zastanowić, dojść do jakichś
wniosków. Nie wycisnęła jednak ze mnie obiecanych łez. Trudno. Może zrobi to z
następną osobą z booktouru ;)
Ocena: 8/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz