Dziękuję Wydawnictwu Świat Książki za egzemplarz recenzencki.
Recenzja zawiera spoilery.
„Podrzutek" Stacey Halls kupił mnie opisem fabuły. Uwielbiam książki z dawnych czasów, a ten brudny, mroczny Londyn przyciąga mnie szczególnie. Tam właśnie rozgrywa się akcja „Podrzutka”. Mamy XVIII wiek a biedna handlarka krewetkami z najpodlejszych dzielnic stolicy Anglii rodzi nieślubne dziecko i jest zmuszona oddać je do przytułku. Po latach, kiedy chce je wykupić (dowodząc tym samym, że jest w stanie je utrzymać i wychować) okazuje się, że dziewczynka została już adoptowana. I to przez nią samą, gdyż ktoś podał jej personalia do odzyskania dziecka. Bess jest skołowana, ojciec Clary nie żyje,a nikt poza jej ojcem i bratem nie wiedział o ciąży. Usiłuje za wszelką cenę odnaleźć dziecko.
Tak z grubsza wygląda zarys fabuły. Brzmi trochę jak kryminał retro, ale bynajmniej opowieść nim nie jest. To piękna książka obyczajowa z historycznym tłem. Oto mamy postać bezradnej choć zdeterminowanej Bess z jednej strony. A z drugiej zblazowaną, zamkniętą w czterech ścianach Aleksandrę, która samotnie wychowuje sześcioletnią córkę. Bess jest biedna i pochodzi z nizin społecznych. Aleksandrze niczego nie brakuje, a jednak odmawia wychodzenia z domu. Przeświadczona jest o tym, że na zewnątrz czają się niebezpieczeństwa. Jest to poniekąd spowodowane traumą z dzieciństwa. Serce jednak się kroi na myśl, że odmawia tego samego małej Charlotte, która jest ciekawa świata. Dziecko zaczyna się trochę buntować, kiedy w ich domu pojawia się opiekunka. (SPOILER jak nie trudno się domyślić jest to Bess, która za pomocą intrygi oraz zrządzenia losu trafia wreszcie na ślad swojej córeczki. I choć opis na odwrocie książki na to nie wskazuje, można to odgadnąć bez pudła. Zresztą uważam, że autorce nie zależało na tym, aby robić z tego tajemnicę czy plot twist).
Styl autorki jest przyjemny, barwny. Wprowadza nas w świat dwóch Londynów. Z jednej strony mamy targ śmierdzący rybami, z drugiej świat londyńskiej socjety, a raczej jej znikomej części. Bo mimo niewychodzenia Aleksandry z domu, usiłuje ona żyć tak jak jej sfery do tego przywykły. Posiada służące, układa jadłospis, spędza czas na czytaniu gazet, zatrważają ją maniery gorzej urodzonych i nie martwi się o pieniądze. Bess natomiast te ciężko zarobione odkłada, aby móc wychować córkę. Dzieli skromne mieszkanie ze starym ojcem, a jej starszy brat to pijak i awanturnik, którego należy się wystrzegać.
Historia obu kobiet łączy się w sposób bardzo dobitny i jest dla każdej z nich jak zderzenie ze ścianą. Wesoła, pełna życia Bess kontra mimozowata a i jędzowata Aleksandra, u której próżno szukać cieplejszych uczuć dla sześcioletniego dziecka. Mimo wszystko Aleksandra nie miała być czarnym charakterem tej historii. Była raczej postacią najbardziej nieszczęśliwą. Symbolem tego, że mając wszystko, można nie mieć nic. To bohaterka również najbardziej irytująca. Nawet mimo poznania powodów, dla których nie opuszcza domu, trudno ją zrozumieć i trudno kibicować jej sposobom wychowania córki. Wielokrotnie miałam ochotę nią potrząsnąć lub wziąć pod ramię i wyprowadzić za próg domu. Pokazać uroki spacerów. Przekonać, że dziecko potrzebuje powietrza i towarzystwa.
W książce roi się od postaci kobiecych, to one są wysunięte na pierwszy plan. Ale są też i mężczyźni. Jest doktor Mead, który lituje się nad chorymi i jest najbliższym przyjacielem Aleksandry. Znoszący jej dziwactwa z cierpliwością, wrażliwy na ludzką krzywdę i nigdy nieodmawiający pomocy. I jest Lyle, serbski imigrant, pracujący jako noszący pochodnię po ciemnych londyńskich ulicach. On z kolei staje się najlepszym przyjacielem Bess, a jego cięty język i charakter najbardziej przypadły mi do gustu.
Cała historia jest po prostu piękna, emocjonalna. Ciężko w nią nie wsiąknąć i nie kibicować Bess w próbach odnalezienia zaginionej córeczki. Trudno też nie czuć zapachu ryb, Tamizy, błota. Nie błąkać się po zaułkach. Wszystko jest napisane tak, abyśmy mogli w jak najłatwiejszy sposób wniknąć w klimat i opowieść. Nie znajduje wśród kart tej książki żadnych minusów, może poza faktem, że nie dowiedzieliśmy się w jaki sposób (SPOILER) udało się Bess namówić doktora Meada, żeby polecił ją jako opiekunkę do dziecka pani Callard. Jesteśmy postawieni przed faktem dokonanym. (KONIEC SPOILERA). Względem całości jest to jednak zarzut niemal niewinny, gdyż wszystko od samego początku do burzliwego finału jest przemyślane i wciągające.
Cieszę się, że mogłam przeczytać tę książkę. Przenoszenie się do miejsc odległych w czasie i przestrzeni to jednej z niezaprzeczalnie największych uroków czytania.
Przeczytana: 15.10.2021
Ocena: 8/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz