Książka została otrzymana
z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl
„Ścieżki Elizy” to moje
pierwsze spotkanie z twórczością pani Agnieszki Panasiuk. Siadałam więc do lektury
z ciekawością. Nie ukrywam też, że ostatnimi czasy, jak widzę cieńszą książkę to
odczuwam niejaką ulgę, że przeczytam ją w szybszym czasie. Lubię grube
tomiszcza, ponieważ bardziej można zżyć się z historią i bohaterami. Jednak
ponieważ życie wymaga nieustannej aktywności pozaksiążkowej, chwytam każdą cieńszą
książkę z nieskrywaną radością.
Książka pani Panasiuk
liczy zaledwie 264 strony. Opowiada o losach Elizy Jarockiej, najętej do opieki
małej arystokratki Marii, której matce na łożu śmierci Eliza złożyła przyrzeczenie
o opiece nad dziewczynką. Po latach jednak, będąca sierotą Jarocka, zostaje wysłana
przez ojca Marii z tajną misją na Podlasie. Jest rok 1832, po lasach wciąż
ukrywają się byli powstańcy, a sama Eliza nigdy wcześniej nie gościła w kraju
swoich przodków, (ojciec Marii to bowiem rosyjski szlachcic). Zatrudniona do
szpiegowania jednego z rządców podlaskich ziem, które mała Maria odziedziczyła
po matce, Eliza styka się po raz pierwszy z wieloma rzeczami, z których najważniejsza
wydaje się gwałtownie rozkwitła miłość.
W trakcie lektury po
wielokroć żałowałam jednak, że książka jest takiej skromnej objętości. Wiele
rzeczy w fabule było dziełem przypadku. Eliza jakimś cudem ciągle trafiała we
właściwe miejsce i właściwy czas. Podsłuchiwała rozmowy, które miała
podsłuchać. Kradła dokumenty, które miała odesłać pracodawcy i nie została przy
tym zdemaskowana, (trochę trudno mi uwierzyć, że np. rachunki za ślub córki
rządcy mogła sobie tak po prostu wyrwać z księgi i zastąpić UWAGA pustymi kartkami).
Nikt nigdy o nic jej nie podejrzewał, ani nie złapał za rękę, mimo że znajdowała
się w centrum niemal każdej akcji. Mimo tego, że była obca, nikt nie wykazywał
się nieufnością, powierzając jej różne sprawy i szeptając sekrety.
Myślę, że gdyby książka
była grubsza, Autorka mogłaby bardziej rozbudować wszystkie wątki. Zwłaszcza
pewnie wątek romantycznej miłości Elizy do leśnego rozbójnika, Karola, który po
prostu raz pocałował ją znienacka i tym zdobył jej serce. I ona mu na to
pozwoliła! Dziewczyna, która była zatrudniona do nauczenia innych dziewcząt jak
być damami, nie oburzyła się na impertynencję nieznajomego. Bez wyrzutów
sumienia pozwalała mu na całowanie się po krzakach, zapominając o zasadach
dobrego wychowania cnotliwej panny, które próbowała wpoić innym pannom. Od czasu
do czasu niby oblewała się rumieńcem wstydu, ale tylko czekała aż zbój znowu
zastąpi jej drogę pod osłoną nocy, na którejś z leśnych ścieżek. Fakt, że w
ogóle wychodziła bez przyzwoitki wydawał mi się trochę nieprawdopodobny w tamtych
czasach, biorąc pod uwagę fakt, że miała dawać dobry przykład pannom, za których
edukację dobrych manier dostawała zapłatę.
Być może, gdyby książka liczyła
więcej stron, moglibyśmy trochę bardziej wsiąknąć w historię tego romansu a
także w każdą inną historię tu przedstawioną. Jest ona bowiem, prawdopodobnie na
potrzeby objętości, dość czarno biała. Jarocka nie ma za bardzo wad, choć jest
niezwykle naiwna, (a jej pomysł z ucieczką dosłownie nielogiczny, aż miałam
ochotę nabazgrać na stronach książki wielkie „COOOOO? XD”), tak samo jak
wszyscy dobrzy bohaterowie przedstawieni w „Ścieżkach Elizy”. Może tylko niewidomy
Rafał wzbudza jakieś mieszane uczucia. Jeśli ktoś ma być zły to też od razu to
wiadomo. Od samego początku nie da się inaczej jak darzyć tej osoby antypatią,
aż okazuje się głównym czarnym charakterem całej historii, którego oczywiście
spotyka zasłużony los.
Książka jest też moim
zdaniem trochę wyprana z uczuć i emocji. Elizą trochę one targają, bo jest
szpiegiem, (ojej i co o niej pomyślą, jak się dowiedzą) i jest zakochana (ojej,
bo leśny zbój pocałował mnie w leśnej gęstwinie, kocham go zatem :D), ale ja
nie odczułam żadnej z tych emocji. I nawet plot twisty, których jest aż dwa,
nie wzbudzają żadnego wow, bo da się ich domyślić niemal od samego początku.
Treść przeskakuje szybko
od jednych podlaskich zwyczajów do drugich i to jest największy plus książki.
Pani Agnieszka Panasiuk
mieszka na Podlasiu i według opisu jest to jej ukochane miejsce. Nie ukrywam,
że faktycznie wiedziała o czym pisze, umieszczając między stronicami wiele
zwyczajów, piosenek czy prac wykonywanych wśród podlaskich pól. To czytało się
z przyjemnością, ale i przez to żałowałam, że książka nie jest dłuższa. Być
może na większej ilości stron, poznałabym Podlasie jeszcze lepiej, (świetne
miejsce na urlop, można odpocząć od zgiełku i tłumów turystów).
Żałuję, że Eliza nie wzbudziła
mojej sympatii, ale cieszę się też, że przeczytałam tę książkę. Choć nie stanie
się moją ulubioną, myślę, że kiedyś dam prozie Autorki kolejną szansę.
Ocena: 5/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz