Siadałam do książki Adriana
Bednarka pt. „Dom Straussów” z myślą, że to niecodzienny wybór lektury na
ostatnie dni urlopu. Wolałam jednak przeczytać ją, póki jeszcze nie jestem sama
w domu i nie podskakuję przy każdym tajemniczym szmerze.
„Dom Straussów” przykuł
mój wzrok na Instagramie i kupiłam go, korzystając z empikowej promocji. W
pierwszej chwili miałam nadzieję na horror o nawiedzonym domu, a to coś co z
gatunku horror mniej więcej lubię najbardziej. Opis jednak uświadomił mi, że
będę mieć do czynienia ze slasherem, a zwykle takowych unikam, również w formie
filmowej. Biegający po okolicy zamaskowany facet z przysłowiową ogromną piłą
mechaniczną może i jest przerażający, ale zwykle stawiam na duchy.
Wiedziałam jednak, że
skoro powiedziało się „a” i kupiło książkę, trzeba też powiedzieć „b” i ją przeczytać.
Wybrałam do tego ostatni weekend urlopu, który był niezwykle upalny i mocno
dawał się wszystkim we znaki. Leżenie z książką było jedyną aktywnością, na
jaką ktokolwiek mógłby się zdobyć w takim skwarze. Przygotowałam więc
stanowisko do czytania, zaopatrzyłam się w wodę i przeniosłam na Mazury.
Piątka znajomych wybiera
się na wspólne wakacje w Mikołajkach. Trójka z nich jest przyjaciółmi od
zawsze, dwie pozostałe osoby to partnerki chłopaków. Ten wyjazd ma być
uczczeniem końca studiów. Każda z osób ma już plany na przyszłość i karierę,
wiedzą, że to ostatni moment na totalną beztroskę. Dlatego, żeby beztroska była
stuprocentowa, Adam proponuje smartdetoks i razem ze swoją dziewczyną, Mariolą,
zamyka w sejfie telefony całego towarzystwa, (przynosi to problemy od samego
początku, bo oprócz oczywistego braku możliwości wezwania pomocy, towarzystwo zaczyna
wakacje od wzajemnych oskarżeń, animozji i kłótni). Żadne z nich nie przeczuwa,
że w samym środku sielankowej okolicy, otoczonej lasem znajduje się posiadłość
wybudowana za czasów II wojny światowej, która kryje swoje mroczne tajemnice.
Tajemnice mordercze i psychopatyczne. Tajemnice, które sprawiłyby, że te
wakacje byłby z całą pewnością niezapomniane, gdyby tylko nie trzeba było
zabrać ich ze sobą do grobu. Zamaskowana, potężna postać zaciąga do swojej „pieczary”
znajomych jedno po drugim, a dalej jest już tylko z nimi gorzej…
Zacznę może od minusów.
Nie spodziewałam się raczej po tej książce literatury wysokich lotów, tak jak
slasher nigdy raczej nie jest arcydziełem kinematografii. Nie jest to żaden
zarzut, gdyż poszukiwacze mocnych wrażeń znajdą w tej książce wszystko co kluczowe.
Natomiast zaskoczeniem i największym minusem dla mnie był chyba fakt, że trup ścielił
się nie tyle gęsto, co szybko. Sądziłam, że morderca dłużej pobawi się ze
wszystkimi w kotka i myszkę.
Kolejny minus to sami
bohaterowie. Nie polubiłam tam nikogo i w pewnym momencie pomyślałam nawet, że
Autor zagrał ryzykownie. Uczynił głównymi bohaterami osoby zupełnie
antypatyczne. Jadzia o niezwykle wybujałej ambicji, sprawiała że nie potrafiłam
jej współczuć. Adam o ego, które z trudem mieściło się w piwnicy, był zwykłym
dupkiem, któremu chciało się jak najszybciej palnąć w łeb. Maminsynek Filip
miewał wybuchy złości i cynizmu, co powodowało, że nie byłam w stanie wyobrazić
sobie, dlaczego dziewczyny są nim zainteresowane. Adrian Bednarek stworzył
grupę osób, których w żaden sposób nie żałowałam, przez co cała fabuła mimo że krwawa
i makabryczna nie wzbudzała żadnych większych emocji.
Na plus fakt, że szybko
się to czytało i mimo braku empatii wobec bohaterów, czuło się zaciekawienie
jak skończy się cała historia. Być może byłabym usatysfakcjonowana trochę
bardziej skomplikowanym zakończeniem (wykrycie spisku, aresztowania, skazania itd.)
niż tylko spacer dwójki osób, każdej w swoją stronę, kiedy rozstawali się na
zawsze. Mordercę spotkał zasłużony koniec, ale czy tak naprawdę na wolność nie
wyszły jeszcze bardziej szatańskie pomioty, kto to wie?
O Adrianie Bednarku sporo
już słyszałam i były to raczej opinie pozytywne. Ja się bawiłam dobrze, jeśli w
ogóle można w taki sposób napisać o książce, w której 90% bohaterów ginie
krwawo i w męczarniach. Styl Autora był brutalny, wulgarny i krwawy, a tego
właśnie wymagały okoliczności. Teraz jednak sięgnę po coś spokojniejszego 😉
Ocena: 6/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz